Rozmowa z Piotrem Soyką, prezesem grupy kapitałowej REMONTOWA HOLDING i Związku Pracodawców FORUM OKRĘTOWE.
Wybuch pandemii Covid-19 unieważnił wcześniejsze prognozy gospodarcze dla świata, uderzając także w transport morski. Jak bardzo ucierpiała branża stoczniowa?
- Sytuacja branży jest bardzo trudna. Pandemia zastopowała biznes żeglugi wycieczkowej. Ci armatorzy z dnia na dzień przestali zarabiać, wycieczkowce stoją unieruchomione w portach i nie wiadomo, kiedy wrócą na turystyczne trasy. Tak więc jeden z dwóch filarów przemysłu stoczniowego w Europie, obok produkcji okrętów wojennych, na co najmniej kilka lat przestał się rozwijać, co już generuje ogromne problemy na rynku pracy, także w Polsce. Wiele firm na wybrzeżu pracowało w dużej mierze na potrzeby zachodnich producentów wycieczkowców, wykonując do nich różne części kadłubów.
Ostatnio zarząd niemieckiej Meyer Werft oświadczył, że do 2024 roku stocznia ta nie będzie miała nowych zamówień na wycieczkowce i ogłosił plany jej restrukturyzacji. Jak może to wpłynąć na firmy z Trójmiasta?
- W związku z zapaścią na rynku wycieczkowców trójmiejskie firmy, które spawały dla stoczni Meyera sekcje i bloki kadłuba, stracą kontrakty w Europie, a ponadto mogą odczuć finansowe problemy z płatnościami za wykonane prace. Z kolei stocznia we Flensburgu, dla której także pracowało wielu polskich poddostawców, budująca m.in. duże promy pasażerskie, niedawno ogłosiła upadłość, co także ogranicza, a nawet zamyka pole współpracy. Stocznie w innych krajach Zachodniej Europy mają straty idące w setki milionów euro. Zanim ich sytuacja się polepszy, minie wiele lat.
Jak na działalność stoczni wpływają obecne ceny ropy naftowej?
- Rekordowo niskie ceny, a z drugiej strony najwyższe w historii i wciąż rosnące zapasy tego surowca, praktycznie zatrzymały inwestycje w morskim sektorze wydobywczym, które i tak już były niewielkie, co także wpłynęło na sytuację stoczni pracujących na potrzeby tego sektora, głównie w Norwegii, z którymi również współpracuje wiele polskich firm.
W Europie, a także w Polsce, niektóre stocznie zawiesiły działalność. Jednak te, należące do grupy REMONTOWA HOLDING cały czas pracują. Skutki pandemii was nie dotknęły?
- Nie przerwaliśmy działalności, ale pandemia bardzo utrudnia nam pracę, ponieważ boleśnie uderzyła w naszych klientów, czyli armatorów. Ale właśnie z tego powodu nie możemy zostawić ich samych, ponieważ zwłaszcza teraz potrzebują oni naszego wsparcia. Nikt na świecie nie unieważnił przepisów w zakresie bezpieczeństwa żeglugi – statki nadal muszą być remontowane, modernizowane, mieć odnawiane klasy itd., bo gdy światowa gospodarka w końcu ruszy, będą one musiały bezpiecznie pływać.
Poza tym robimy wszystko, aby utrzymać miejsca pracy, by nasi pracownicy i kooperanci mieli zatrudnienie, co jest niezwykle ważne, zwłaszcza teraz, gdy tak wiele stoczni zawiesiło działalność. Jesteśmy jednym z największych pracodawców na Pomorzu i gdybyśmy się zatrzymali, miałoby to ogromne konsekwencje dla rynku pracy.
Jak pandemia utrudnia wam pracę?
- Z powodu zamknięcia granic do stoczni nie mogą przyjeżdżać np. przedstawiciele zagranicznych armatorów, inspektorzy administracji morskich, serwisanci urządzeń i systemów instalowanych na statkach – zarówno remontowanych i przebudowywanych, jak i nowo budowanych.
- Zalecenia służb epidemiologicznych ograniczające przebywanie większej liczby osób blisko siebie, uniemożliwiły odbywanie prób morskich na ukończonych nowych statkach. Na takie ograniczenia nie mamy wpływu, jednak to, co zależy od nas, rozwiązujemy na bieżąco we współpracy za armatorami, którzy rozumieją, że stocznie pracują w nadzwyczajnym trybie.
- Jako Forum Okrętowe, reprezentujące największych pracodawców krajowego sektora stoczniowego, współpracujemy z ministerstwem gospodarki morskiej w sprawie umożliwienia przyjazdów do stoczni przedstawicieli zagranicznych serwisów technicznych.
Czy koronawirus wpłynął na zmniejszenie liczby zamówień w stoczniach waszej Grupy?
- Liczba zleceń na remonty statków zmniejszyła się, część została przesunięta w czasie, niektórzy armatorzy ograniczają ich zakresy. Mimo to, do Gdańskiej Stoczni Remontowej statki cały czas wpływają. Pozyskaliśmy kilka nowych, interesujących projektów, jak choćby dokończenie budowy pogłębiarki, nieukończonej w stoczni chorwackiej, czy przebudowa dużej, półzanurzalnej jednostki pływającej, która potem przetransportuje na swoim pokładzie wielką platformę wiertniczą. Jeśli chodzi o stocznię Remontowa Shipbuilding, liczba kontraktów nie zmieniła się. Budujemy siedemnaście całkowicie wyposażonych jednostek, w tym statki i okręty. Pracujemy na pełnych obrotach, na kilka zmian.
Ale chyba w obecnej sytuacji nie jest łatwo realizować te wszystkie projekty?
- Wszystko robimy z najwyższą dbałością o zdrowie pracowników i kooperantów. Wdrożyliśmy drobiazgowe procedury bezpieczeństwa i całkowicie przeorganizowaliśmy pracę, aby ograniczyć do minimum ryzyko zakażenia Covid-19. Te procedury, uciążliwe dla wszystkich pracujących, są przestrzegane także dzięki dużej dyscyplinie naszych stoczniowców i dobrej współpracy ze związkami zawodowymi. Wszyscy rozumieją, że walczymy o utrzymanie miejsc pracy, by nie martwić się o przyszłość, ale cały czas musimy zachować najwyższą czujność.
Jak pandemia wpłynie na funkcjonowanie branży stoczniowej w Polsce? Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z tej lekcji?
- Nic już nie będzie takie, jak przedtem. Teraz nabywamy innej wiedzy, bo ta sprzed pandemii, obecnie jest już bezużyteczna. W związku z załamaniem się perspektyw współpracy ze stoczniami zachodnimi, branża kooperacyjna musi się inaczej zorganizować. Warto wzmacniać więzi kooperacyjne tu, na miejscu, bo jak pokazało życie, im dalej zleceniodawca, tym większe ryzyko dla podwykonawcy. Zacieśnianie współpracy do bliższych obszarów będzie dotyczyło wielu europejskich firm i może się nawet przyczynić do ograniczenia zjawiska taniej siły roboczej. To samo będzie dotyczyło skrócenia łańcuchów logistycznych i w ogóle – większej ilości produkcji wykonywanej na miejscu. Ważne będzie także rozwijanie i wykorzystywanie w większym stopniu komunikacji zdalnej. Wiele spraw niewymagających podróżowania i osobistych spotkań trzeba będzie w ten sposób załatwiać, co znacznie ograniczy ryzyko zakażenia, a także ograniczy koszty.
Czy w związku z trudną sytuacją stoczni zachodnioeuropejskich grupa REMONTOWA HOLDING może jakoś wypełnić tę lukę współpracy na lokalnym rynku?
- Nasze stocznie wciąż pracują, mając zamówienia od rzetelnych i wypłacalnych klientów, nie grożą nam też żadne zerwania kontraktów. Sytuacja jest trudna, ale radzimy sobie i walczymy o nowe zlecenia. Często w przeszłości byłem pytany – dlaczego idziecie tak szeroko? Remonty, przebudowy, wielkie projekty modernizacyjne statków i platform, budowa okrętów i szerokiej gamy statków różnych typów, w tym wyposażanych w niskoemisyjne napędy…
Dziś okazało się, że właśnie ta różnorodność, szeroki rozmach kontaktów handlowych i współpraca z setkami armatorów na całym świecie, sprawdziła się jako strategia. Dzięki niej jesteśmy bardziej odporni na wahania koniunktury i kryzysy, nawet takie, jak obecny.
Możecie pomóc w „odmrożeniu” gospodarczym w regionie, przyciągając więcej lokalnych podwykonawców?
- Obecnie pracujemy ramię w ramię z wielką liczbą kooperantów. Np. Stocznia Gdańsk (Baltic Operator) wykonuje dla nas bloki kadłuba i nadbudówki na budowany w Remontowa Shipbuilding prom dla kanadyjskiego armatora. Pierwsze dostawy już nastąpiły. Z innymi współpracujemy przy produkcji statków na rynek europejski. To daje dobre perspektywy na przyszłość. Wiem, że obecnie kondycja wielu firm naszej branży została zachwiana. Pamiętam, jak w 2009 roku likwidowano stocznie w Gdyni i Szczecinie i jak wielu kooperantów znalazło wówczas zatrudnienie dzięki projektom realizowanym przez spółki naszego Holdingu, co umożliwiło im przetrwanie. Podobnie dzisiaj, Remontowa na pewno dla części z nich znajdzie pracę, uwzględniając nową sytuację rynkową. Jestem optymistą, ponieważ stocznie naszej Grupy przechodziły już kilka poważnych światowych kryzysów i zawsze wychodziliśmy z nich wzmocnieni. Jesteśmy zahartowani w walce, więc i z tym kryzysem na pewno sobie poradzimy, a wraz z nami duża część polskiego przemysłu okrętowego.
Zródło: Dziennik Bałtycki
Wybuch pandemii Covid-19 unieważnił wcześniejsze prognozy gospodarcze dla świata, uderzając także w transport morski. Jak bardzo ucierpiała branża stoczniowa?
- Sytuacja branży jest bardzo trudna. Pandemia zastopowała biznes żeglugi wycieczkowej. Ci armatorzy z dnia na dzień przestali zarabiać, wycieczkowce stoją unieruchomione w portach i nie wiadomo, kiedy wrócą na turystyczne trasy. Tak więc jeden z dwóch filarów przemysłu stoczniowego w Europie, obok produkcji okrętów wojennych, na co najmniej kilka lat przestał się rozwijać, co już generuje ogromne problemy na rynku pracy, także w Polsce. Wiele firm na wybrzeżu pracowało w dużej mierze na potrzeby zachodnich producentów wycieczkowców, wykonując do nich różne części kadłubów.
Ostatnio zarząd niemieckiej Meyer Werft oświadczył, że do 2024 roku stocznia ta nie będzie miała nowych zamówień na wycieczkowce i ogłosił plany jej restrukturyzacji. Jak może to wpłynąć na firmy z Trójmiasta?
- W związku z zapaścią na rynku wycieczkowców trójmiejskie firmy, które spawały dla stoczni Meyera sekcje i bloki kadłuba, stracą kontrakty w Europie, a ponadto mogą odczuć finansowe problemy z płatnościami za wykonane prace. Z kolei stocznia we Flensburgu, dla której także pracowało wielu polskich poddostawców, budująca m.in. duże promy pasażerskie, niedawno ogłosiła upadłość, co także ogranicza, a nawet zamyka pole współpracy. Stocznie w innych krajach Zachodniej Europy mają straty idące w setki milionów euro. Zanim ich sytuacja się polepszy, minie wiele lat.
Jak na działalność stoczni wpływają obecne ceny ropy naftowej?
- Rekordowo niskie ceny, a z drugiej strony najwyższe w historii i wciąż rosnące zapasy tego surowca, praktycznie zatrzymały inwestycje w morskim sektorze wydobywczym, które i tak już były niewielkie, co także wpłynęło na sytuację stoczni pracujących na potrzeby tego sektora, głównie w Norwegii, z którymi również współpracuje wiele polskich firm.
W Europie, a także w Polsce, niektóre stocznie zawiesiły działalność. Jednak te, należące do grupy REMONTOWA HOLDING cały czas pracują. Skutki pandemii was nie dotknęły?
- Nie przerwaliśmy działalności, ale pandemia bardzo utrudnia nam pracę, ponieważ boleśnie uderzyła w naszych klientów, czyli armatorów. Ale właśnie z tego powodu nie możemy zostawić ich samych, ponieważ zwłaszcza teraz potrzebują oni naszego wsparcia. Nikt na świecie nie unieważnił przepisów w zakresie bezpieczeństwa żeglugi – statki nadal muszą być remontowane, modernizowane, mieć odnawiane klasy itd., bo gdy światowa gospodarka w końcu ruszy, będą one musiały bezpiecznie pływać.
Poza tym robimy wszystko, aby utrzymać miejsca pracy, by nasi pracownicy i kooperanci mieli zatrudnienie, co jest niezwykle ważne, zwłaszcza teraz, gdy tak wiele stoczni zawiesiło działalność. Jesteśmy jednym z największych pracodawców na Pomorzu i gdybyśmy się zatrzymali, miałoby to ogromne konsekwencje dla rynku pracy.
Jak pandemia utrudnia wam pracę?
- Z powodu zamknięcia granic do stoczni nie mogą przyjeżdżać np. przedstawiciele zagranicznych armatorów, inspektorzy administracji morskich, serwisanci urządzeń i systemów instalowanych na statkach – zarówno remontowanych i przebudowywanych, jak i nowo budowanych.
- Zalecenia służb epidemiologicznych ograniczające przebywanie większej liczby osób blisko siebie, uniemożliwiły odbywanie prób morskich na ukończonych nowych statkach. Na takie ograniczenia nie mamy wpływu, jednak to, co zależy od nas, rozwiązujemy na bieżąco we współpracy za armatorami, którzy rozumieją, że stocznie pracują w nadzwyczajnym trybie.
- Jako Forum Okrętowe, reprezentujące największych pracodawców krajowego sektora stoczniowego, współpracujemy z ministerstwem gospodarki morskiej w sprawie umożliwienia przyjazdów do stoczni przedstawicieli zagranicznych serwisów technicznych.
Czy koronawirus wpłynął na zmniejszenie liczby zamówień w stoczniach waszej Grupy?
- Liczba zleceń na remonty statków zmniejszyła się, część została przesunięta w czasie, niektórzy armatorzy ograniczają ich zakresy. Mimo to, do Gdańskiej Stoczni Remontowej statki cały czas wpływają. Pozyskaliśmy kilka nowych, interesujących projektów, jak choćby dokończenie budowy pogłębiarki, nieukończonej w stoczni chorwackiej, czy przebudowa dużej, półzanurzalnej jednostki pływającej, która potem przetransportuje na swoim pokładzie wielką platformę wiertniczą. Jeśli chodzi o stocznię Remontowa Shipbuilding, liczba kontraktów nie zmieniła się. Budujemy siedemnaście całkowicie wyposażonych jednostek, w tym statki i okręty. Pracujemy na pełnych obrotach, na kilka zmian.
Ale chyba w obecnej sytuacji nie jest łatwo realizować te wszystkie projekty?
- Wszystko robimy z najwyższą dbałością o zdrowie pracowników i kooperantów. Wdrożyliśmy drobiazgowe procedury bezpieczeństwa i całkowicie przeorganizowaliśmy pracę, aby ograniczyć do minimum ryzyko zakażenia Covid-19. Te procedury, uciążliwe dla wszystkich pracujących, są przestrzegane także dzięki dużej dyscyplinie naszych stoczniowców i dobrej współpracy ze związkami zawodowymi. Wszyscy rozumieją, że walczymy o utrzymanie miejsc pracy, by nie martwić się o przyszłość, ale cały czas musimy zachować najwyższą czujność.
Jak pandemia wpłynie na funkcjonowanie branży stoczniowej w Polsce? Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z tej lekcji?
- Nic już nie będzie takie, jak przedtem. Teraz nabywamy innej wiedzy, bo ta sprzed pandemii, obecnie jest już bezużyteczna. W związku z załamaniem się perspektyw współpracy ze stoczniami zachodnimi, branża kooperacyjna musi się inaczej zorganizować. Warto wzmacniać więzi kooperacyjne tu, na miejscu, bo jak pokazało życie, im dalej zleceniodawca, tym większe ryzyko dla podwykonawcy. Zacieśnianie współpracy do bliższych obszarów będzie dotyczyło wielu europejskich firm i może się nawet przyczynić do ograniczenia zjawiska taniej siły roboczej. To samo będzie dotyczyło skrócenia łańcuchów logistycznych i w ogóle – większej ilości produkcji wykonywanej na miejscu. Ważne będzie także rozwijanie i wykorzystywanie w większym stopniu komunikacji zdalnej. Wiele spraw niewymagających podróżowania i osobistych spotkań trzeba będzie w ten sposób załatwiać, co znacznie ograniczy ryzyko zakażenia, a także ograniczy koszty.
Czy w związku z trudną sytuacją stoczni zachodnioeuropejskich grupa REMONTOWA HOLDING może jakoś wypełnić tę lukę współpracy na lokalnym rynku?
- Nasze stocznie wciąż pracują, mając zamówienia od rzetelnych i wypłacalnych klientów, nie grożą nam też żadne zerwania kontraktów. Sytuacja jest trudna, ale radzimy sobie i walczymy o nowe zlecenia. Często w przeszłości byłem pytany – dlaczego idziecie tak szeroko? Remonty, przebudowy, wielkie projekty modernizacyjne statków i platform, budowa okrętów i szerokiej gamy statków różnych typów, w tym wyposażanych w niskoemisyjne napędy…
Dziś okazało się, że właśnie ta różnorodność, szeroki rozmach kontaktów handlowych i współpraca z setkami armatorów na całym świecie, sprawdziła się jako strategia. Dzięki niej jesteśmy bardziej odporni na wahania koniunktury i kryzysy, nawet takie, jak obecny.
Możecie pomóc w „odmrożeniu” gospodarczym w regionie, przyciągając więcej lokalnych podwykonawców?
- Obecnie pracujemy ramię w ramię z wielką liczbą kooperantów. Np. Stocznia Gdańsk (Baltic Operator) wykonuje dla nas bloki kadłuba i nadbudówki na budowany w Remontowa Shipbuilding prom dla kanadyjskiego armatora. Pierwsze dostawy już nastąpiły. Z innymi współpracujemy przy produkcji statków na rynek europejski. To daje dobre perspektywy na przyszłość. Wiem, że obecnie kondycja wielu firm naszej branży została zachwiana. Pamiętam, jak w 2009 roku likwidowano stocznie w Gdyni i Szczecinie i jak wielu kooperantów znalazło wówczas zatrudnienie dzięki projektom realizowanym przez spółki naszego Holdingu, co umożliwiło im przetrwanie. Podobnie dzisiaj, Remontowa na pewno dla części z nich znajdzie pracę, uwzględniając nową sytuację rynkową. Jestem optymistą, ponieważ stocznie naszej Grupy przechodziły już kilka poważnych światowych kryzysów i zawsze wychodziliśmy z nich wzmocnieni. Jesteśmy zahartowani w walce, więc i z tym kryzysem na pewno sobie poradzimy, a wraz z nami duża część polskiego przemysłu okrętowego.
Zródło: Dziennik Bałtycki